Mózg Incognito
Mózg Incognito. Wojna domowa w Twojej głowie Dawida Eagelmana. Czy warto sięgnąć po tą książkę?
Wydanie w 2011 roku zwraca na siebie uwagę jaskrawą okładką i napisem „Bestseller”. Akurat do książek okrzykniętych „bestsellerem” z półki psychologicznej mam pewien dystans. Jak sama nazwa mówi są to książki o najlepszej sprzedaży, a zazwyczaj w tej kategorii najlepiej sprzedają się wszelkie poradniki, które obiecują szybkie rozwiązania na złożone problemy natury psychologicznej. Albo jasnej odpowiedzi na pytania na które nie ma uniwersalnej odpowiedzi, bo jak to lubią mówić psychologowie… to zależy Np. jak być szczęśliwym? Jak mieć udane małżeństwo, rodzicielstwo?
Większość takich książek mnie rozczarowała jako bardziej zaawansowanego czytelnika, część uznałam wręcz za szkodliwe ponieważ sprzedawały ludziom półprawdy i obietnice bez pokrycia odciągając ludzi od profesjonalnej pomocy.
Jednak większość to nie całość, zdarzyło mi się również złapać dobre bestsellery, których popularność cieszy i napawa nadzieją, że rzetelna wiedza wędruje pod strzechy.
„Mózg incognito” zachęcił mnie jednak swoim autorem oraz pozytywnymi recenzjami na portalach wydawniczych.
Wydanie najnowsze ma już mniej krzykliwą okładkę. Myślę, że po 10 latach pozycja stała się już na tyle popularna i ceniona, że tanie sztuczki marketingowe nie są potrzebne.
Czy poleciłabym tą książkę osobom, które nie miały styczności z neurobiologią?
Tak, jak najbardziej. Myślę, że jest to książka popularyzująca wiedzę skierowana przede wszystkim do przeciętnego czytelnika, którego zagadnienie intryguje ale nigdy nie słyszał słów takich jak „hipokamp” czy „kora przedczołowa”. Autor opisuje dużo ciekawych eksperymentów, które obrazują działanie mózgu, używa przystępnego języka. Jak dla mnie język dobrany tak „w sam raz”, balansuje pomiędzy językiem naukowym a potocznym.
Czy poleciłabym tą książkę osobom, które na temat struktur układu nerwowego wiedzą wszystko i żadne badanie ich nie zaskoczy? Tak, również. Dlatego, że Eagelman zadaje w tej książce wiele ciekawych pytań natury etycznej i filozoficznej, zastanawia się nad zastosowaniem tych suchych naukowych faktów w codziennym życiu.
Po pierwsze, czy to czego doświadczamy jest prawdą? Seria eksperymentów pokazuje jak wybiórcza jest nasza uwaga, jak subiektywna nasza interpretacja bodźców. A nawet nie jesteśmy w stanie odebrać ze świata ich wszystkich, więc nie mamy pojęcia co nas omija. Co rusz odkrywamy coś dzięki technologii: światło niewidzialne dla ludzkiego oka, dźwięki. Nasz mózg nie tylko odbiera bodźce z zewnątrz ale aktywnie decyduje które dostrzec i jak je zinterpretować. To ścieżka w dwie strony. Dla mnie osobiście to było przypomnienie, jak duży mam wpływ na to jak postrzegam świat i siebie w nim. Czy patrząc za okno zobaczę szary blok naprzeciwko czy kolorowe niebo nad nim? Mój mózg w zależności od nastroju pokieruje mnie tam, gdzie mu pasuje, jednak ja mając tą świadomość subiektywności odbieranego świata mogę na to wpłynąć. Warto poszerzać swoją uwagę właśnie rejestrując świadomie wszystkie rzeczy wokół, które na nas wpływają – pozytywnie i negatywnie. Z jednej strony uczymy się dostrzegać miłe rzeczy, które mózg omija będąc w złym nastroju, z drugiej strony możemy dostrzec ile bodźców podświadomie na nas wpływa niekorzystnie – ilość światła, hałasu, może niemiły kolega w pracy, który siedzi naprzeciwko?
Kiedy dostrzegamy to decydujemy, ale żeby dostrzec czasem trzeba sprzeciwić się naturalnym skłonnościom mózgu. Po drugie, jeśli już jesteśmy świadomi, że nasz mózg podsuwa nam różne interpretacje rzeczywistości w zależności od kondycji, łatwiej powiedzieć sobie „to tylko myśl, to mój mózg podsuwa mi je bo jego chemia jest zaburzona” kiedy zmagamy się z depresją i innymi zaburzeniami psychicznymi powiązanymi z działaniem neurotransmiterów. Z badań wynika, że taka dyfuzja myśli jest pierwszym krokiem do zmiany w psychoterapii niezależnie od nurtu.
Drugie pytanie brzmi „Czy jesteśmy jedną osobą?” Czy biorąc pod uwagę, że alkohol hamuje działanie kory przedczołowej, która odpowiada za samokontrolę naprawdę sobą jesteśmy pijani czy trzeźwi?
Eagelman dla uproszczenia pisze o mózgu racjonalnym i emocjonalnym, ale sam zaznacza, że jest to bardzo niewystarczające uproszczenie ponieważ tych małych części, które nami władają w różnych okolicznościach może być niezliczona ilość. Kto z kim się kłóci kiedy mamy wewnętrzne dylematy?
Smutny wniosek z przytoczonych opisów diametralnych zmian osobowości i dokonywaniu przestępstw po urazach mózgu, rozrastaniu się tkanki nowotworowej, czy niekontrolowanych zachowaniach w zespole Turreta jest taki, że często silna wola nie wystarczy, żeby powstrzymać te części naszego mózgu które kierują naszym zachowaniem nawet jeśli mamy świadomość że czynimy źle. Czasem mówimy „nie byłem sobą”, „nie wiem co we mnie wstąpiło”, ale kim byliśmy jak nie sobą?
Proponowanym rozwiązaniem jest opisywany w kolejnej części książki trening płatów przedczołowych, czyli aktywny trening samokontroli przy użyciu neuroobrazowania. Nawet bez żadnej technologii możemy ćwiczyć samokontrolę, aby wzmacniać połączenia neuronów w tym rejonie mózgu, jednak będziemy bezsilni wobec tych ukrytych programów jeśli okażą się zbyt silne, bo np. w naszym mózgu rozwija się nowotwór.
To pytanie wiąże się z kolejnym – jaką mamy odpowiedzialność za swoje działanie skoro to nie nasza świadoma wola czasem decyduje? Co jeśli brak samokontroli wynika z zatrucia ołowiem w dzieciństwie? Czy w ogóle mamy wolną wolę?!
Autor dzieli się refleksją, że wraz z rozwojem neuroobrazowania i wiedzy o biologicznym podłożu zachowań będziemy mogli na poziomie mózgu wyjaśnić przyczynę każdego czynu społecznie niepożądanego. Nie może więc wpływać to na wyrok. To, że ktoś doświadczył przemocy w dzieciństwie i jego rozwój pewnych części mózgu został zaburzony nie zmienia faktu, że ktoś na przykład dokonał zabójstwa. Idąc tym tropem uniewinnić moglibyśmy nawet największych zbrodniarzy, jakich poznała ludzkość. Podobno i Hitler i Stalin też nie mieli kolorowo…
Jednak ogólnie w różnych społeczeństwach zgadzamy się co do tego, że ktoś aby był winny musi być przynajmniej świadomy tego co robi (już nie koniecznie konsekwencji).
Tu za przykład posłużyły zbrodnie dokonane we śnie. Trudniejsze do moralnej oceny były zbrodnie pod wpływem środków odurzających czy z powodu przedawkowania testosteronu. Z jednej strony mamy do czynienia ze zmienioną świadomością, czasem amnezją, ale czy dorosły człowiek biorąc świadomie do ust pewne substancje nie powinien brać odpowiedzialności za to co pod ich wpływem zrobi?
Rozważania na temat związku mózgu z przestępczością autor kończy tezą, że w przyszłości nie powinniśmy aż tak skupiać się na przyczynach popełnionych czynów ale czy (opierając się między innymi na neuroobrazowaniu oraz badaniach statystycznych) dana jednostka ma szansę na recydywę, czy raczej na udaną resocjalizację i bezpieczny (dla innych) powrót do społeczeństwa. Jeśli jesteśmy w stanie dzięki nauce skutecznie wyleczyć skłonności pedofilskie albo zbytnią agresję to dlaczego skazywać człowieka na lata w celi, w której nie będzie się uczył życia społecznego a raczej nabywał kolejnych negatywnych wzorców zachowania. Osoby po 20 latach spędzonych w więzieniu wracają do świata do którego już w zupełności nie pasują. Tak więc o długości wyroku nie powinny decydować złożone przyczyny popełnienia przestępstwa a raczej rokowanie poprawy zachowania na przyszłość.
Jest w tym jakiś sens, i o ile się orientuję, rokowanie na skuteczną resocjalizację też ma wpływ na wyrokowanie w polskim sądownictwie (książka opisuje realia amerykańskie, tu system sądowniczy wygląda inaczej), ja mam jednak w sobie trochę nie zgody do zbyt łatwego opierania się na statystykach w decydowaniu o ludzkim losie. Sam autor powtarza, że czynniki warunkujące zachowanie są tak złożone, że nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć w 100% czy dana osoba popełni przestępstwo po raz kolejny. Jeśli jedna osoba za taki sam wyrok dostanie 10 lat, a inna 15 lat, ta druga osoba była katowana w dzieciństwie i z badań naukowych wynika, że jest w grupie ryzyka popełnienia przestępstwa ponownie to naprawdę żal mi tej osoby, że została tak doświadczona przez los a teraz ma mieć dłuższy wyrok za fakt z dzieciństwa, który nie był jej winą.
Według mnie to niesprawiedliwe. Może też uderzać w poczucie sprawiedliwości rodziny ofiary, która może mieć za złe wymiarowi sprawiedliwości, że sprawca morderstwa uniknie kary bo wyszło, że to przez uraz płata czołowego i po jednej operacji nie będzie już nikogo zabijał… Autor pisze, że tą chęć poszukiwania zemsty powinniśmy schować do kieszeni jeśli chcemy, aby system więzienny izolował jednostki które są niebezpieczne i przywracał do życia te, które mogą pracować . Ja się z tą tezą nie zgadzam do końca, uważam że kwestia poczucia sprawiedliwości i „odpokutowania” swojej winy jest również ważna, chociaż oczywiście nie powinien być to czynnik jedyny. Wydaje mi się, że nawet jako matka ofiary morderstwa łagodniej spojrzałabym na człowieka, który zabił mi dziecko pod wpływem nagłych zmian w mózgu i lekarze zapewniają, że to jedyny raz i nigdy więcej mu się nie przytrafi bo już mu ten mózg naprawili, ale mam prawo chcieć sprawiedliwości.
Jednak jest to moja subiektywna opinia i to uwielbiam w demokracji, że możemy się na różne moralne tematy nie zgadzać Jak wspomniałam lubię też książki, które stawiają śmiałe pytania, zachęcają do ciekawych dyskusji.
Tak więc zachęcam do sięgnięcia po tą pozycję osoby, które z mózgiem są za pan brat od lat, ale chętnie spojrzą na niego z innej perspektywy jak i te, które chcą po prostu zrozumieć jego funkcjonowanie.